Rozdział 3

Sory, że tak długo nie wstawiłam rozdziału, ale byłam na wakacjach i nie miałam internetu •_•
___________________________________ 
W biegu wyciągnęłam mój miecz ze stygijskiego żelaza i natarłam na Jasona. Nie musiałam się już bać, że ktoś zauważy, wszyscy znali już prawdę. Postanowiłam to wykorzystać. Wykonywałam pchnięcia i bloki, przy okazji ciągle korzystając z podróży cieniem. Szczerze mówiąc, Jason od początku nie miał szans. Ale ja nie chciałam go zabić. Chciałam jedynie go powstrzymać. Przeniosłam się za niego. Kopnęłam go w plecy tak, że upadł na ziemię. Złapałam go za rękę i przeniosłam się na Manhattan. On spojrzał na mnie ze strachem. Powiedziałam:
- Na razie nic ci nie zrobię.-puściłam go i zostawiłam tam samego.
   Znowu byłam w pałacu Hadesa. Zeus był atakowany przez wszystkich, którzy byli w pobliżu. Sam Hades napierał na niego razem z armią umarłych, a James skonstruował (nie wiem skąd on wytrzasnął te części!) mały czołg, z którego co chwila wylatywała kula niebiańskiego spiżu. Cała grupa herosów z mieczami, włóczniami i sztyletami biegła na Pana Nieba. Wszyscy używali swoich darów jak mogli. A to stało się podczas chwili mojej nieobecności. Byłam z nich dumna. Pobiegłam w stronę Zeusa. Nagle zniknął. Na szczęście nie zabrał jeszcze mojego ojca, ale i tak pewnie miał po niego wrócić. Hades podszedł do mnie.
- Madison, jesteś bardzo dzielna, ale Zeus wcześniej czy później osiągnie cel. Idź i broń innych. A wtedy to może ci się przydać.- nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Właśnie oddawał mi swój Chełm Mroku.-
- Nie mogę tego przyjąć. To jest twoje, ojcze.
- Ohhh... ja ci chcę tylko pomóc! Niedługo będzie ci potrzebny.- no dobra, przekonał mnie. Jeśli tak powiedział, to znaczyło, że coś wiedział, ale nie mógł mi powiedzieć. Trudno.-
- Dobrze wezmę go. Iii... nie poddawaj się, ojcze, uratujemy się.
- Żegnajcie, herosi. Znajdźcie mojego drugiego brata, Zeus teraz próbuje go znaleźć.- machnął ręką i Podziemie zniknęło. 
   Byliśmy w... no nie wiedziałam gdzie. Rozejrzałam się. Staliśmy na wyasfaltowanej powierzchni, wokół było pełno samochodów. Przed nami widać było jakieś centrum handlowe. Po prawej zakorkowana ulica ciągnęła się wzdłuż wstaw sklepowych. Spojrzałam na nazwę ulicy. 'Bay street'. Już wiedziałam. Byliśmy na parkingu Northpoint Centre w San Francisco. 
   Na szczęście wszyscy byli zbyt zdezorientowani, by rzucać mi przerażone i pytające spojrzenia. Trzeba było się skupić. Zawołałam:
- Zbiórka!- wszyscy o dziwo, posłuchali. Stanęli w dwuszeregu. Oznajmiłam:
- Wiem, gdzie jesteśmy. Na końcu tej ulicy jest plaża. Tam powinniśmy móc przywołać Posejdona. Ruszajmy!- starałam się mówić jak najkrócej, ale niestety, nie wystarczająco. Gdy tylko zwróciliśmy się w stronę plaży, coś ciężkiego zleciało na mnie i wciągnęło w małą trąbę powietrzną. No tak: duchy wiatru. Z nieba spływały kolejne. Musieliśmy się pospieszyć. Walnęłam jednego płazem miecza i rozsypał się w pył. Podbiegłam do następnego. Atakował Tess, ale ona dobrze sobie radziła. Jako córka Hekate mogła panować nad Mgłą. Potwór był tak zdezorientowany, że moja przyjaciółka pokona go bez trudu. Odwróciłam się. Właśnie jeden duch szarżował na zwróconego do niego tyłem syna Ateny. Krzyknęłam:
- Christopher!- czemu on ma takie długie imię? Na szczęście zrozumiał, więc stwór rozsypał się przebity sztyletem, zanim do niego dotarł. Podniósł swoją broń. 
- Dzięki, że mnie ostrzegłaś, bez ciebie już bym pewnie nie żył. 
- Nie ma sprawy, zrobiłbyś to samo dla mnie. Dobra, nie gadajmy tyle, na razie trzeba się rozprawić z tymi duchami wiatru. Potem możesz mi dziękować ile wlezie.- uśmiechnął się. Ruszyliśmy na pomoc pozostałym. Zbiliśmy się w ciasną grupkę i wycofywaliśmy się w stronę morza. Kiedy byliśmy dostatecznie blisko, Percy zalał duchy falą wody. To dało nam chwlię na zniszczenie kilkudziesięciu, ale nadal było ich ponad trzydzieści. Nie było innego wyjścia: musieliśmy ruszyć do walki z tymi potworami. Podbiegłam do najbliższego i rozcięłam wzdłuż. Następnego po prostu nabiłam na miecz. Po chwili nie było już ani jednego. Pobiegliśmy w stronę wody. Postanowiliśmy się rozdzielić. Ja dostałam Christophera. Ruszyliśmy brzegiem wody na wschód. Szliśmy i szliśmy... nic. Nudziło mi się, chciałam, żeby on coś powiedział. 
- Hej, nie patrzysz na mnie tak... odrzucająco. Dlaczego?
- A dlaczego miałbym tak robić?
- Hmm... po prostu wszyscy tak robią. 'Hej ona jest córką Hadesa, na pewno coś zepsuje albo kogoś przestraszy, wygońmy ją stąd!'
- Aha... czyli po prosu oczekujesz, że będę cię nienawidził? Nie... twoje pochodzenie przecież nie sprawia, że jesteś inną osobą. 
- Dzięki, Christop...
- Ehh... możesz mi mówić Chris?
- Okej- uśmiechnęłam się. Szliśmy dalej w milczeniu. Rozglądałam się za jakimiś znakiem od Posejdona. W pewnym momencie coś mi mignęło z lewej. Odwróciłam się w tamtą stronę. To było straszne: Zeus ciągnął za sobą Pana Mórz. Ojciec Percy'ego wyrywał się... no właśnie! Percy! Muszę szybko mu powiedzieć! Chciałam zawrócić, pójść do niego i mu powiedzieć. Wyciągnęłam rękę, żeby pociągnąć za sobą Christop... wróć! Chrisa, ale Pan Nieba spojrzał mi w oczy i przyłożył palec do ust. To było trochę dziwne, ale i tak pobiegłam w stronę Percy'ego i Tess. Nagle Zeus z Posejdonem zniknęli, a we mnie uderzył ogromny piorun. Przewróciłam się i odpłynęłam w krainę koszmarów.

3 komentarze:

  1. Ciekawe, ciekawe :) A wracając do Twojej ostatniej odpowiedzi to dodałaś jeszcze jakąś tajemnicę? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem pokręcone :)
    Uwielbiam to :*
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :)
    i liczę na coś więciej z Chrisem :D
    Pozdrawiam
    ~LoLa
    http://nietypowiherosi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, Posejdona też ma ;-; Kurde, dziewczyno! ŚWIETNE OPOWIADANIA, ALE PISZ ŻE JE DŁUŻSZE :D

    OdpowiedzUsuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.